"Krótka piłka" - mówili. "Co za różnica?" - pytali. "Weź pierwszy lepszy!" - doradzali. "Nie ten, to inny" - kłamali. "Decyzja!" - wrzeszczeli. Zupełnie jakby wybór długopisu był taki prosty...
Ponieważ "nowy rok - nowy krok", postanowiłam, że będę pisać. I to ładnie. Czekając na wyniki konkursu, w którym do wygrania są warsztaty z kaligrafii, zorganizuję się: kupię Bullet Journal od Leuchtturm'a, nie będzie mnie tam żaden kalendarz ograniczał, w końcu jak już zmieniać życie to z rozmachem! Nie powstrzymają mnie nawet komentarze uroczych, zawsze we mnie wierzących i wspierających koleżanek z pracy typu: "Na nic Ci ten BuJo, kobieto! Placek byś lepiej upiekła!". O nie - oto nowa ja: poukładana, zorganizowana, spokojna tafla jeziora, zaginiona siostra Kasi Tusk i chrześniaczka Ani Lewandowskiej. Ommm...
Szlag trafił taflę jeziora jak tylko przyszło do wyboru pisadła. Nie będę przecież myziać byle czym po bullecie! Trzy godziny w plecy. Ten niby ładny, ale trzyma się go jak Wiking topór. Tamten pisze dobrze, prezencja na tip-top, ale lekki jakiś... nie wiem sama czy mam go jeszcze w dłoni, czy już odłożyłam. A może mi wypadł? Kolejny designerski, jak z torebki wyciągnę to pół kawiarni padnie, tyle że ciężko kaligrafować głową tygrysa. Następny odpadł w przedbiegach, bo gruchnął o podłogę jako jedność, a podniosłam z ziemi cztery, ledwo go przypominające, elementy. No czegoś takiego to my nie chcemy. Zniechęcona już miałam brać się za pieczenie ciasta, a BuJo sprezentować mojej lepszej połowie (czyli przyjaciółce), kiedy usłyszałam Anię: "No proszę Pana, co ja Panu będę mówić - Caran d'Ache 849". Kojarzycie te motywy z filmów, gdy na bohatera spływa strumień światła, świat na chwilę wstrzymuje oddech, a chóry anielskie śpiewają "A-lle-luja! A-lle-luja! Alleluja! Alleluja! Alle-lu-jaaaaa!"? To nie był ten moment. Żartuję ;) Był! Ten on jeden, on jedyny! Mój ideał, którym śmiało nakreślę plan na ten rok. To ten, który śmiga śmiało po kartkach nie brudząc ich, nie drapiąc, nie wylewając. Ten właśnie, który przybył ze Szwajcarii, którego bez zająknięcia nazywają kultowym, który wygląda jak milion dolców zamknięte w sześciokątny korpus! Pytam Ani z wyrzutem okropnym: "Jak mogłaś?!", a ta z miną niewiniątka: "Ale, że co? Ja myślałam, że wiesz!". Że ja wiem? Ja??? Dziecko we mgle, które opanowuje właśnie trudną sztukę superorganizacji? Ania zbłądziła, ale jednym gestem odkupiła całą swoją winę. "Chcesz go?" - spytała. No ba, Aniu! No ba!
Po kolejnych czterdziestu minutach wybrałam swój kolor. Fluorescent yellow. Nie bez znaczenia była tu kwestia odnalezienia go w przepastnej, mieszczącej pół Hali Stulecia torebce (!) plus to, że wygląda obłędnie przy moim czarnym Bullet Journal. Jakby tego było mało zapakowany jest w metalowe, płaskie, magnetyczne etui, które kompletnie skradło moje serce i posiada absolutnie niezawodne wkłady atramentowe Goliath.
Wiecie co zapisałam jako pierwsze moim 'brand new' długopisem Caran d'Ache 849 w kolorze, który zawstydziłby nawet świecące latem na Jamajce słońce?
THINGS TO DO:
1. Upiec Ani fasolowe...
Zdjęcia zostały wykonane w ramach projektu 'Kolorowe Atelier' - comiesięcznego cyklu kolorystycznych inspiracji!
Aranżacja i produkty: Twoje Pióro
Fot. Zegarki i Pióra